piątek, 6 września 2019

Smętarz dla zwierzaków #recenzja

   
     Film obejrzałam jakiś czas po przeczytaniu książki. Z kilku powodów to trochę mój problem. Po pierwsze, podczas czytania zawsze wyobrażam sobie bohaterów, przez co później, podczas oglądania ekranizacji, jestem trochę zawiedziona. Najbardziej, gdy aktorzy na przykład zamiast zielonych oczu, jak w książce, mają niebieskie, albo długie włosy zamiast krótkich. Takie szczegóły, a jak denerwują. Po drugie, nie lubię jak są w filmach pomijane jakieś wątki czy sceny albo zmieniane. Nawet jak są one nieistotne tak naprawdę dla całego wątku, to i tak zawsze myślę "kurde, w książce było inaczej!" Tym razem nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo. Ale od początku!
     Film opowiada o rodzinie Creedów (plus kot Church!), którzy przeprowadzili się do innego miasteczka, ponieważ główny bohater dostał tam lepiej płatną pracę. Tam poznali swojego sąsiada, starszego wdowca. Pewnego dnia nowo przybyli dowiadują się od niego o tytułowym cmentarzu dla zwierząt, które okazuje się nie być zwykłym cmentarzem. Jako, że jest to adaptacja książki Stephena Kinga, który uwielbia dodawać nieco fantastyki do swoich powieści, i tutaj można się jej spodziewać.

     Swoją ocenę filmu podzielę na dwie części: jako ekranizacja oraz po prostu jako film. Najpierw jako ekranizacja. Jeśli jesteście osobami, które podobnie jak ja najchętniej chciałyby, aby film był kropka w kropkę jak książka, to ta adaptacja na pewno taka nie jest. Od samego początku widać, że film jest tylko wzorowany na powieści. Zaspojleruje tu trochę, więc czytacie tę "białą plamę" na własną odpowiedzialność. Chyba, że czytaliście już książkę i/lub nie chcecie jej czytać w przyszłości - wtedy śmiało możecie patrzeć. W książce sąsiad Creedów na początku ma żonę, którą w filmie od początku uśmiercili. Największą zmianą jest również sam moment wypadku - w książce to mały Gage uległ śmiertelnemu wypadkowi. Ta scena akurat mi się podobała, ponieważ nie spodziewałam się jej i myślałam, że to po prostu jeszcze nie ten moment. Brakowało mi natomiast sceny bójki Louisa (główny bohater) ze swoim teściem w czasie pogrzebu i ogólnie pokazania ich niechęci do siebie i czym była spowodowana. Pomijając jednak te różnice, które niektóre wyszły filmowi na plus, a niektóre moim zdaniem nie, to film i tak odbierałam pozytywnie. Dla osób, które czytały wcześniej książkę, niektóre sceny będą zaskoczeniem, ale myślę, że nie zmieniły one tak naprawdę fabuły. Jednak w porównaniu do książki największym minusem był dla mnie brak takiego psychologicznego podejścia do bohaterów. Cała akcja była przedstawiona na sucho, bez wgłębiania się co przeżywają bohaterowie. Wiem, że gdyby trzeba było skupić się na wielu takich aspektach, to film trwałby z 3 godziny, ale chociaż kilka dodatkowych scen by nie zaszkodziło.

     Podsumowując, film odebrałam pozytywnie i polecam. Chociaż nie jest to żadne arcydzieło ani nie zostanie w mojej pamięci jakoś na dłużej, to nie żałuję, że go obejrzałam. Ostatecznie oceniłam go 6/10, co jest spowodowane jednak porównywaniem (niestety, ale nie potrafię tego nie robić) książki i filmu plus brakowało mi w filmie kilku scen albo były za mało rozbudowane.


     Napisałam również recenzję książki o tym samym tytule, którą możecie znaleźć TUTAJ.


Do następnego,
Blackie! xx

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

#Top10 seriali - Blackie

Podczas oglądania kolejnego odcinka jednego z wielu serialów jakie oglądam/oglądałam, zaczęłam się zastanawiać który z nich jest moim ulub...